lek. Ewa Pawłowska

lek. Ewa Pawłowska Katedra i Klinika Onkologii i Radioterapii Gdański Uniwersytet Medyczny, radioterapeutka onkologiczna, laureatką konkursów Młody Twórca Nauki oraz Inkubator Innowacyjności 4.0 GUMed
















1. Jak narodził się pomysł na projekt naukowy związany wykorzystaniem druku 3D w radioterapii, realizowany w ramach projektu Młody Twórca Nauki?

Pomysł narodził się w trakcie luźnej, wakacyjnej dyskusji z moim bratem inżynierem (śmiech). Łukasz zajmował się drukiem 3D, który wydał mi się wprost idealny do wykorzystania w radioterapii. Razem zaczęliśmy zastanawiać się, jak można przekształcić kontury, które my, lekarze, tworzymy w systemie do planowania radioterapii, na gotowe modele do druku. W tamtym czasie nie było żadnego ogólnodostępnego oprogramowania, które umożliwiałoby takie działanie. W naszej pierwszej publikacji udostępniliśmy w formule opensource stworzony przez nas algorytm. Wciąż jest on pobierany i wykorzystywany w zakładach radioterapii na całym świecie. Aby dalej rozwijać projekt potrzebowałam źródła finansowania na zakup własnej drukarki 3D. Do tamtego momentu wszystkie bolusy i aplikatory, które generowałam w systemie planowania tu w Gdańsku, były drukowane przez mojego brata. Początkowo w Warszawie, a następnie w Holandii.

2. Co funkcjonowanie pracowni 3D może zmienić dla pacjentów, jak Pani wydruki usprawniają proces leczenia?

Istnieją badania naukowe, które udowadniają, że idealnie anatomicznie dopasowane wydruki 3D aplikatorów czy bolusów zapewniają w porównaniu z produktami przemysłowymi lepszy rozkład dawki oraz lepsze objęcie dawką terapeutyczną guza, przy jednocześnie mniejszej dawce na zdrowe sąsiadujące tkanki. Czyli osiągamy większe szanse na wyleczenie przy zmniejszeniu toksyczności terapii. Ogólnie rzecz ujmując, jest to jeszcze bardziej zindywidualizowane planowanie radioterapii. Dzięki temu medycyna staje się jeszcze bardziej spersonalizowana.

3. Czy coś Panią zaskoczyło w trakcie realizacji projektu?

Oczywiście, że tak (śmiech). Głównie problemy technologiczne. Teraz już wiem, dlaczego technika druku 3D nie jest na co dzień stosowana w radioterapii i prawdopodobnie nie wejdzie do powszechnej praktyki klinicznej. Drukarki 3D to nie są urządzenia bezproblemowe ani bezobsługowe. Proces tworzenia wydruku wymaga bardzo dużego nakładu czasu i pracy, zapoznania się z zaawansowanym oprogramowaniem, zupełnie odmiennym od tego, z którym stykam się na co dzień. Rozgryzienie jednej funkcji w pewnym programie graficznym służącym do trójwymiarowego planowania modeli zajęło mi tydzień. Tak samo obsługa drukarki – również jest czasochłonna.

4. Czyli konieczna jest wyspecjalizowana kadra do obsługi takiej pracowni druku 3D?

Tak, ostatnio czytałam artykuł na temat druku 3D w radioterapii, z którego wynikało, że tym powinien zajmować się fizyk, nie lekarz, ponieważ aspektów technicznych którymi trzeba się zająć jest bardzo dużo. Zgadzam się z tym. Kiedy zaczynałam moją przygodę z drukiem, po kilku udanych próbach przestały mi wychodzić wydruki. Ot tak, po prostu, bez uchwytnej przyczyny. Filament rwał się, skręcał w supły. Drukarka drukowała w powietrzu. Pytałam wszystkich znajomych, brata, kolegę z kardiologii – nikt nie potrafił rozwiązać mojego problemu. Po dwóch miesiącach kombinowania, rozkręcania drukarki, wreszcie ktoś polecił mi pewnego studenta medycyny, Tomka, prowadzącego firmę zajmującą się drukiem 3D. W ciągu piętnastu minut zdiagnozował problem. Okazało się, że pękła zębatka w silniku. I to są rzeczy, na które człowiek nieobeznany z tematem bardzo długo nie wpadnie.

Oprócz znajomości budowy drukarki brakuje mi umiejętności tworzenia trójwymiarowych projektów. Potrafię stworzyć struktury w systemie planowania radioterapii oraz zaplanować w programach graficznych proste figury, walec czy sześcian. Natomiast projektowanie skomplikowanych modeli trójwymiarowych wciąż mnie przerasta. Oczywiście korzystam z filmików na YouTube oraz poradników w Internecie, ale to zajmuje dziesiątki godzin.

5. Gdyby miała Pani udzielić jednej rady młodszym kolegom badaczom/koleżankom badaczkom – jaka byłaby to rada?

Przede wszystkim, aby temat grantu był naprawdę bliski ich sercu. Prowadzenie projektów wymaga mnóstwa pracy i czasu i bez szczerego zaangażowania ich dokończenie będzie naprawdę trudne.

6. Czy potrafiłaby Pani opisać wyjątkowy dzień związany z Pani karierą naukową, który szczególnie zapadł Pani w pamięć?

Miałam jeden taki rok, w trakcie urlopu macierzyńskiego, który był bardzo owocny. Zdobyłam wtedy dwa granty, opublikowałam kilka prac. W pewnym momencie bałam się już wysyłać dalsze wnioski grantowe w obawie, że znów mi się uda (śmiech), a to już by było za dużo. Bardzo mnie też ucieszyło, kiedy dostałam grant na stworzenie aplikacji dla chorych na nowotwory płuc. To jest projekt, o którym długo marzyłam, a bez źródła finansowania nie byłby możliwy do realizacji. Do dzisiaj pamiętam pierwszą pacjentkę, którą włączyłam do badania i nadałam jej numer 1. Przesympatyczna Pani, bardzo szczęśliwa, że została włączona do programu. Do dzisiaj przynosi mi prace ceramiczne swojego syna chorego na zespół Downa. To był pamiętny dzień. Właśnie wtedy pomyślałam sobie, że w końcu się udało. Równie szczęśliwa byłam kiedy zobaczyłam moją aplikację HORUS w AppStore.

7. Ilu pacjentów korzysta z aplikacji teraz?

Obecnie włączonych jest 60 pacjentów. Do podsumowania skuteczności aplikacji potrzebujemy jeszcze prawie drugie tyle, dlatego z każdym tygodniem staramy się włączać jednego czy dwóch kolejnych. Pacjenci korzystający z aplikacji są bardzo zadowoleni. Na końcu cotygodniowej ankiety, mają otwarte pole umożliwiające zgłaszanie dodatkowych uwag. Jedna z pacjentek ostatnio wykorzystała ją, aby podziękować za dodatkową wizytę i telefon. Było to bardzo miłe, ponieważ ta Pani wcale nie musiała tego pisać. Nie ukrywam, że aplikacja przynosi mi więcej satysfakcji niż druk 3D, chociaż jest on ciekawym urozmaiceniem.

8. Czy do aplikacji włączani są także pacjenci z innych ośrodków?

Chorzy, którzy uczestniczą w badaniu muszą mieć w naszym ośrodku prowadzącego onkologa. W przypadku zgłoszenia w aplikacji niepokojących objawów musimy zapewnić możliwość odbycia pilnych konsultacji. Dla chorych prowadzonych w innych ośrodkach byłoby to bardzo utrudnione. Obecny etap projektu ma za zadanie potwierdzić skuteczność aplikacji w wykrywaniu wznów nowotworów płuc. Dopiero w kolejnych etapach planujemy upowszechnienie naszego rozwiązania.

9. Czego nauczyło Panią pozyskanie grantów uczelnianych i jak tę wiedzę ma Pani zamiar wykorzystać?

Przede wszystkim cierpliwości. Już wiem, że tworząc plan działania w projekcie trzeba zawsze zakładać duże marginesy czasowe. Dużo łatwiej mi się współpracuje z firmami zewnętrznymi. Przykładowo: gotową wersję aplikacji miałam w sierpniu, zgodnie z harmonogramem, a pierwszego chorego udało mi się włączyć dopiero w kwietniu kolejnego roku, z siedmiomiesięcznym opóźnieniem, wynikającym. z konieczności uzyskania wszystkich zgód ze strony uczelni i szpitala.

10. Jakie ma Pani dalsze plany badawcze?

Chciałabym zrobić analogiczną aplikację dla pacjentów z nowotworami głowy i szyi. Mając już działający produkt dużo łatwiej będzie go dostosować do kolejnych grup chorych. Na świecie bardzo brakuje badań z zastosowaniem zdalnych rozwiązań w tej grupie pacjentów.


Wywiad przeprowadziła Katarzyna Sochacka z Działu Obsługi Programu „Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza”.

fot. archiwum prywatne